link_mdr


doreta bez recepty
duomox bez recepty
izotek bez recepty

aktualności
2007 :
  1. 1 - 12 |
  2. 13 - 24 |
  3. 25 - 36 |
  4. 37 - 46 |
  min min min min min min min min min min min min
21 listopada 2007

Doppler

Poszedłem pojeździć na rowerze. To było wiosną. Cudownie było znowu jechać po lesie na rowerze po długiej zimie. Jeżdżę, rzecz jasna, przez cały rok. Do pracy i z powrotem. Jestem rowerzystą. Być może przede wszystkim rowerzystą. Żaden rodzaj nawierzchni nie jest w stanie mnie powstrzymać. Zimą używam opon zimowych. Mam kask. Rękawiczki na rower. Specjalne stroje do jazdy. Komputer rowerowy. Latarki. W ciągu roku przejeżdżam ponad sześćset kilometrów. I nic nie robię sobie z tego, że łamię wycieraczki w samochodach, które nie potrafią się zachować. Walę w karoserię. Walę w okna boczne. Dostaję chrypy od krzyku i nie boję się, gdy kierowcy zatrzymują się i chcą mnie złapać. Kłócę się z nimi do upadłego i twardo bronię swoich praw rowerzysty. I wszędzie docieram pierwszy. Jestem dużo szybszy od samochodów. Najlepsze są poranne godziny szczytu. Na przykład w dół Sognsveien, przez Adamstuen i dalej w dół Thereses gate i Pilestredet. Jest tam mnóstwo samochodów i często kilka tramwajów. Tramwaj zatrzymuje się na środku Thereses gate, a ponieważ prawie zawsze na przeciwległym pasie jest duży ruch, samochody muszą się zatrzymać, podczas gdy ja śmigam po chodniku, objeżdżam szerokim łukiem tych, którzy chcą wsiąść do tramwaju, po czym znów wystrzeliwuję na ulicę cztery, pięć metrów przed tramwajem, mając sporo czasu, zanim tramwaj ruszy z przystanku. W tym miejscu chodnik jest nieco wyższy niż normalnie, a do tego lekko zakrzywiony w górę, stawiam więc wszystko na jedną kartę i ląduję na obu kołach na samym środku jezdni, między torami tramwajowymi. Zupełnie nieźle, ale nie robię z tego wielkiego halo. Kto widzi, to widzi. Może kogoś to zainspiruje do kupna roweru. Już sama myśl o tym jest wystarczającą nagrodą. Ta myśl towarzyszy mi przez resztę dnia. Tymczasem zbliżam się do następnej przeszkody, czyli ronda przy Bislet, gdzie stosuję swoją przemyślną technikę, której zawodowi kierowcy nie lubią i która zresztą nie jest do końca zgodna z przepisami. Ale jako rowerzysta człowiek jest wyjęty spod prawa. Zmuszony do życia na marginesie społeczeństwa i na bakier z przyjętym porządkiem ruchu drogowego, który coraz częściej dotyczy zmotoryzowanych użytkowników dróg. Rowerzystów się gnębi, jesteśmy milczącą mniejszością, naszych ścieżek łowieckich jest coraz mniej i próbuje się nam narzucić model, który do nas nie pasuje, nie pozwala się nam mówić naszym własnym językiem i zmusza się nas, żebyśmy zeszli do podziemia. Ale strzeżcie się, ponieważ absurdalność tej sytuacji jest oczywista i nikogo nie powinno dziwić, że w rowerzystach narasta złość i agresja i że któregoś pięknego dnia, gdy nierowerzyści staną się tak grubi, że z trudnością będą się wtaczać do swoich samochodów, uderzymy z całą siłą. Jestem rowerzystą. I jestem mężem, i ojcem, i synem, i pracownikiem. I właścicielem domu. I wieloma innymi rzeczami. Jest się tyloma rzeczami.

Doppler, Erland Loe [fragment]spacer
prawie jak ja
fajny tekst, prawie jakby był o mnie, tylko, że ja w ciągu roku przejeżdzam ponad osiem tysięcy kilometrów po Wrocławiu
no ja słabiej
W tym roku tylko niespełna 3000 km, ale to dlatego, że mam blisko do pracy. Możliwe, że w przyszłym roku będę miał dwa razy dalej, to i kilometrów mi przybędzie. I też jestem wyjęty spod prawa. I jedyne, co mnie martwi to to, że coraz mniej mnie to martwi. Brak ścieżek, sygnalizacje ustawione dla aut... No i co? Na jezdni też jest fajnie, a światła są dla aut właśnie - nikt nie przejmuje się rowerem, który przejeżdża na czerwonym... "Dziwny jest ten świat..." ;)


ilosc komentarzy: 2
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ - dnia 2024 - 04 - 23
     
   
lista pozostałych artykułów w dziale aktualności
 
home
o nas
działania i opinie
miasto
rekreacja
biblioteka
warto wiedzieć
aktualności
prasa