26 kwietnia 2009
Dlaczego nie jeżdżę po Wrocławiu na rowerze (26.04.2009) GWCzyli pesymistyczna przepowiednia dla wrocławskich rowerzystów
Jeździłem prawie całe życie rowerem: jako uczeń do szkoły, po szkole dla zabawy po górzystych terenach Badenii. Mój ojciec wtedy pracował dla niemieckich kolei i miał więcej bezpłatnych przejazdów, niż mógł wykorzystać, dlatego nigdy nie robił prawa jazdy i do dziś nie ma samochodu. Mama do dziś wszystkie zakupy załatwia na rowerze mimo, że ma protezy zamiast kolan... Po maturze z kolegami przemierzyłem północne Niemcy od Hannoveru do Timmendorfer Strand. Jako student jeździłem rowerem na dworzec, potem pociągiem do Heidelbergu, a tam miałem drugi rower, którym dojeżdżałem na uniwersytet. Latem, kiedy nie chciało mi się czekać na pociąg, od razu jeździłem do Heidelbergu. Odległość wynosi 40 km w jedną stronę.
Jeździłem też jako student w Wiedniu - mimo wybrukowanych ulic, jakich tam jest mnóstwo. Ścieżek rowerowych było tam mało, ale nad kanałem Dunaju i przy samym Dunaju dało się jeździć. Zapomniałem o rowerze, kiedy przeprowadziłem się do Krakowa i potem do Warszawy. W Krakowie spaliny by mnie zabiły, studenci patrzyli tam na nielicznych Amerykanów biegających rano po Plantach i na jeszcze mniej licznych rowerzystów jak na dziwaków z innego świata. Lekarze radzili ciężarnym kobietom opuszczenie miasta na czas ciąży.
W Warszawie największą przeszkodą była agresja kierowców. Do dziś wieczorem czasami obserwuję na Pradze wyścigi młodych kierowców, rozpędzających rozklekotane wozy do 140 km/godz. na obszarze zabudowanym. Rowerzysta, uderzony przez taki wóz, pewnie lądowałby dopiero we Wrocławiu. Ale w Warszawie ostatnio pojawia się coraz więcej ścieżek rowerowych, nie tylko symbolicznie, lecz faktycznie oddzielonych od jezdni. W Warszawie jest też mało bruku, bo w czasie, kiedy odbudowano stolicę, bruk uchodził za staroświecki, a beton za szczyt nowoczesności.
We Wrocławiu bruk stanowi w wielu miejscach o uroku miasta - ale to się odbija negatywnie na komforcie jazdy. To samo dotyczy mostów - Wrocław im zawdzięcza dużą część swojego unikatowego charakteru, ale rowerzyści muszą ryzykować życiem, aby się przeprawić przez Odrę i przyległe kanały. W wielu miejscach budowanie oddzielonych od jezdni ścieżek dla nich jest praktycznie niemożliwe - na przykład w licznych wiaduktach kolejowych.
Dlatego obawiam się, że Wrocław jeszcze bardzo długo nie będzie miastem przyjaznym dla rowerzystów, zupełnie niezależnie od intencji magistratu, działaczy rowerowych i tych wszystkich, którzy martwią się o ekologię i przepustowość ruchu w mieście.
Klaus Bachmann
http://miasta.gazeta.pl/wroclaw
|