06 maja 2005
[WAW] Oszkodowanie za ścieżkę rowerową (25.06.2004) Gazeta WyborczaRowerzysta żąda 300 tys. zł za wypadek
To jedna z pierwszych takich spraw wytoczonych przez rowerzystę Zarządowi Dróg Miejskich. Odszkodowania żąda Konrad S., który miał wypadek na ścieżce rowerowej i mocno się poturbował. W czwartek sprawą zajął się stołeczny sąd okręgowy.
Było południe, koniec lipca zeszłego roku. Miejsce: ścieżka rowerowa przy ul. Sobieskiego, tuż obok kwiaciarek za przystankiem autobusowym przy ul. Dolnej, w kierunku Ursynowa. Ofiara: Konrad S. (32 l.) wolny strzelec w usługach elektrycznych, współpracownik studia filmowego. Sprawca: zalany asfaltem korzeń drzewa.
Konrad S. wartym ponad 1 tys. zł rowerem jechał do matki. To był jego pierwszy dzień urlopu. Myślami był już na Mazurach. Dojechał do drzewa, koło roweru trafiło na garb (czyli zaasfaltowany korzeń) i mężczyzna nagle przewrócił się na lewy bok.
Doczołgał się na przystanek. Myślał, że trochę odpocznie i pojedzie dalej. Jakiś nieznajomy podał mu wodę, inny zadzwonił po straż miejską, a ta - gdy przyjechała - po pogotowie. Lekarze stwierdzili, że złamał łokieć i staw biodrowy. Na 35 dni trafił do szpitala, potem przez dziewięć miesięcy rehabilitował się na zwolnieniu lekarskim. Do końca września będzie jeszcze nosił śrubę w lewym łokciu. To wersja Konrada S.
Muszą godnie zapłacić
Rowerzysta nie ma wątpliwości, że za wypadek odpowiada ZDM. Nie zadbał o należyty stan ścieżki rowerowej, która leży w pasie zarządzanej przez niego drogi. - Tam korzenie wyszły na wierzch i rozwaliły asfalt. ZDM zalał je z powrotem i zrobił się garb - uważa Konrad S. Dlatego chce odszkodowania - formalnie od prezydenta Warszawy, któremu ZDM podlega. Ale dlaczego aż 300 tys. zł? - 80 tys. zł to moje roczne dochody, które straciłem. Reszta jest za straty moralne, bo np. nie mogłem pojechać na urlop - wylicza mężczyzna. Konrad S. przekonuje, że żądanie nie jest astronomiczne: - Do tej pory w naszym kraju ludziom nic się nie należało. Teraz trzeba płacić godnie.
Mnożą wątpliwości
ZDM do sprawy podchodzi sceptycznie. Twierdzi, że nie wiadomo, czy to on jest adresatem roszczeń, bo za utrzymanie zieleni odpowiada Zarząd Oczyszczania Miasta. Prawnik ZDM mec. Andrzej Karpowicz podkreśla również, że nie zawsze za wypadek na drodze odpowiada jej zarządca. - Tu nie ma świadków wypadku. Nie wiadomo, czy zdarzyło się to w tym miejscu. Jest też pytanie, czy zachowanie ofiary było właściwe. Może jechał jak wariat? Może ktoś go potrącił, przewrócił? - mnoży wątpliwości
Karpowicz. Dziwi go też suma 300 tys. zł. Rowerzysta odpowiada, że świadkowie byli, ale wtedy był w szoku i nie myślał o tym, żeby zbierać ich adresy.
Wczoraj sprawą zajął się sąd okręgowy. Sąd wysłuchał stanowisk obu stron (S. reprezentuje mecenas z urzędu). Ustalono, że na kolejnej rozprawie - już na jesieni - sąd przesłucha m.in. strażników miejskich, którzy przyjechali po wypadku, oraz przejrzy ich notatki z tamtego dnia. Po tych czynnościach sąd zastanowi się, czy powołać biegłego.
Mariusz Jałoszewski
http://wiadomosci.gazeta.pl/wiadomosci/1,53600,2148712.html
|