link_mdr


doreta bez recepty
duomox bez recepty
izotek bez recepty

prasa
2007 :
  1. 1 - 12 |
  2. 13 - 24 |
  3. 25 - 36 |
  4. 37 - 48 |
  5. 49 - 60 |
  6. 61 - 72 |
  7. 73 - 84 |
  8. 85 - 93 |
  min min min min min min min min min min min min
21 kwietnia 2007

Matematyczka w błocie (20.04.2007) SPGW

Rozmowa z Mają Włoszczowską, wielokrotną medalistką mistrzostw świata i Europy w kolarstwie górskim

• Ukradziono Pani kiedyś rower?
– Raz, z piwnicy, ale to było dawno, gdy mieszkałam w Jeleniej Górze.

• A teraz we Wrocławiu sąsiedzi przychodzą pożyczyć pompkę?
– Nie, ale na Biskupinie, gdzie półtora roku temu zamieszkałam, mam wesołego sąsiada, który często majsterkuje przy samochodzie. Zdarza się, że to ja do niego idę po narzędzia. I konwersujemy sobie przed klatką schodową: on mi opowiada o samochodach, ja mu o rowerach.

• Pewnie o tym, że jak się za szybko jedzie, to można zapłacić mandat. Zdarzyło się?
– Zapłaciłam, ale przy jeździe samochodem. Choć powiem szczerze, że na rowerze też łamaliśmy przepisy, nawet dotyczące prędkości. Bywają ograniczenia do 50 kilometrów na godzinę, a zdarzało mi się jeździć szybciej.

• A ile razy tak się Pani rozpędziła, że wjechała na Śnieżkę?
– Trzy razy. Na Śnieżkę wjeżdżać nie wolno, bo to teren Karkonoskiego Parku Narodowego, ale raz w roku odbywa się wyścig i wszyscy kolarze odważnie mkną na górę. Wjazd na Śnieżkę to ogromna frajda, bo człowiek pnie się przez dobrą godzinę. Takie długie podjazdy są najfajniejsze, człowiek może pooglądać widoki...

• ... w trakcie wyścigu???
– Fakt, na zawodach mam co najwyżej widok na swoje przednie koło albo na tylne przeciwniczki. Ale Śnieżkę i wszystkie dolnośląskie góry zjeździłam z mamą, jeszcze gdy byłam nastolatką.

• A gdzie była Pani najwyżej z rowerem?
– Kręciłam się trochę w okolicach 3 tysięcy metrów. Teraz jeździmy z reprezentacją do Sierra Nevada. Mieszkamy na wysokości 2300 metrów, a wjeżdżamy jeszcze wyżej.

• Himalaiści mają swoje „korony”, szczyty, o których zdobyciu marzą. A kolarki?
– Chętnie wzięłabym udział w wyścigu eskapadzie, w którym jedzie się przez całe Alpy. To musi być fantastyczna przygoda.

• Ale oprócz zapasowych dętek, musiałaby Pani zabrać butlę z tlenem.
– W Sierra Nevada też by się przydały. Mieszkamy tam w wielkim kompleksie sportowym i żeby dojść do sauny, trzeba pokonać niezliczoną ilość schodów i korytarzy. Bywało, że dwa razy po drodze się zatrzymywałyśmy, by złapać oddech. Na szczęście organizm się przyzwyczaja i da się potem trenować bez butli z tlenem.

• A jeżeli jakiś Dolnoślązak zimą się nie ruszał, a wiosną zdecydował od razu wjechać rowerem na Śnieżkę, to radzi Pani próbować?
– Na początek trzeba pojeździć spokojnie, nie za długo, niezbyt ostrym tempem, raczej po płaskich trasach, dopiero potem wybierać się w góry. Jeśli przesadzimy, to braknie nam siły. Mnie po przerwie w treningu nawet małe górki sprawiają problemy. Zdarzyło mi się wypuścić zbyt daleko, a tu nagle się okazało, że nadszedł kryzys i po godzinie, mówiąc kolarskim slangiem, odcięło mi prąd. Dobrze, gdy mam telefon przy sobie.

• Jak to? Mistrzyni świata dzwoni po ratunek?
– Jeśli tak się zdarzy na zgrupowaniu, to dzwonię i trener czy masażysta podjadą. Ale na ogół potrafię przewidzieć, w jakiej jestem dyspozycji. W domu jednak bywało, że zabrakło sił, albo miałam defekt, a nie wzięłam zapasowej dętki czy spinacza do łańcucha i dzwoniłam do brata: „Misiek, przyjedziesz?”. Kręcił nosem, ale przyjeżdżał i ratował. Zdarzyło mi się nawet łapać stopa...

• Kiedy dostała Pani pierwszy rower?
– Gdy miałam trzy latka. Taki z kółeczkami z boku. Potem były składaki, rower z przerzutkami, na tamte czasy, superwypaśny sprzęt. Pierwszy rower górski dostałam, gdy miałam 10 lat i służył do pokonywania tras w Karkonoszach i Górach Izerskich, gdzie jeździliśmy na wyprawy rowerowe.

• Od tych wypraw się zaczęło?
– Moja mama jest wariatką na punkcie sportu. Gdy byliśmy mali, jeździliśmy na rowerach, a zimą na nartach. Wakacje we Włoszech czy Francji też były rowerowe, nawet gdy zwiedzaliśmy zamki nad Loarą. Na początku było różnie: raz mi się podobało, raz nie. Gdy w niedzielę wszyscy znajomi wyskakiwali na podwórko, u mnie nie było dyskusji – jechaliśmy na rowery. Czasem trochę nawet płakałam, nie było lekko. Jak byłam malutka, mama z ojczymem stosowali linki holownicze, żeby mnie podciągnąć. Ale z czasem zaczęło mi się to podobać, a gdy miałam 13 lat, wygrałyśmy z mamą rodzinne zawody – Family Cup. Wtedy podszedł do mnie trener klubu „Śnieżka Karpacz”, wręczył koszulkę i kazał następnego dnia przyjść na trening. Broniłam się rękami i nogami, bo wydawało mi się, że nie ma możliwości, by się uczyć i trenować. Ale wciągnęłam się i dziś kolarstwo jest moim życiem i pasją.

• Ale studiuje Pani, i to na politechnice.
– Jestem na piątym roku matematyki finansowej i ubezpieczeniowej. Kierunek jest super, bardzo perspektywiczny. Zawsze wf. i matematyka były moimi ulubionymi przedmiotami. Gdy zaczynałam studia, nie spodziewałam się, że moja kariera kolarska może się tak potoczyć. Okazało się, że mogę jednocześnie uczyć się i mogę mieć sukcesy sportowe. Łączenie tego bywa męczące, ale daje ogromną satysfakcję. Obronię się w styczniu, już mam z górki.

• Rozumiem, że po treningach, gdzieś w górach, siada Pani nad wzorami i zadaniami?
– Wożę ze sobą na zgrupowania takie trzy biblie: „Wstęp do teorii prawdopodobieństwa”, „Statystykę matematyczną” i „Inżynierię finansową”. Muszę przyznać, że trudno się zabrać za obliczenia, gdy wszyscy są strasznie zmęczeni i oglądają sobie film.

• Trzy razy z rzędu była Pani „prawie” w dziesiątce najlepszych polskich sportowców. „Prawie”, bo zawsze jedenasta.
– Najgorsze miejsce, to jakby być czwartą w wyścigu. O dziesiątce się mówi, jest honorowana, a jedenaste miejsce? Troszkę przykre, ale z drugiej strony mobilizuje, by zdobyć mistrzostwo świata czy medal olimpijski w Pekinie, bo wtedy nikt mnie z tej dziesiątki nie wypchnie.

• Za to w trójce najpiękniejszych polskich sportsmenek umieszczana jest Pani regularnie. Nie złości Pani, że czasem na mecie wyścigu tej urody nie widać... spod błota?
– Nie złości, wręcz odwrotnie, bardzo lubię zdjęcia z Bukowiny Tatrzańskiej, gdzie jechałyśmy w okropnej ulewie i strasznym bagnie. W takich wyścigach kiepsko się jedzie – jest zimno, ślisko i niebezpiecznie, ale kiedy przyjeżdżamy na metę całe umorusane, czujemy wielką radochę. Może nie wygląda się efektownie, ale efektywnie. I nieprawda, że spod błota nie widać urody, bo gdy się uśmiechnę, to można zobaczyć białe zęby, a gdy zdejmę okulary, to oczy.

• Onieśmielają te zachwyty nad Pani urodą?
Trochę, bo nie czuję się modelką i do najpiękniejszych gwiazd sportu siebie nie zaliczam. Owszem, nie narzekam, dobrze się czuję w swoim ciele, wszystko jest w porządku, i jak każdej kobiecie jest mi bardzo miło, że wielu ludzi tak uważa.

• I pewnie ma Pani powodzenie zarówno u sportowców, jak i matematyków?
– Chyba nie tak wielkie. Wydaje mi się, że też ich onieśmielam. Na studiach jestem już trochę znana, więc bywa, że niektórzy mówią „O, to ta Maja Włoszczowska” i zachowują dystans, a ja we Wrocławiu jestem zwykłą studentką i często to ja bywam onieśmielona w towarzystwie studentów, którzy są zdolni i mądrzy. Z kolei w środowisku kolarskim niektórzy myślą, że jak studiuję matematykę, to lepiej się do mnie nie zbliżać. Czasami to utrudnia zawieranie znajomości, choć jestem osobą otwartą i mam wielu przyjaciół.

• Kobiety lubią sobie poplotkować? Zdarza się to kolarkom na trasie?
– Ha, ha, na wyścigach górskich raczej nie, bo wtedy nie ma nawet siły, żeby cokolwiek powiedzieć. Człowiek ledwo łapie oddech, a żeby jeszcze wykrztusić jakieś zdanie... Choć na wyścigach szosowych, kiedy jedzie się w peletonie i spokojnym tempem, można krzyknąć do dziewczyn: „Co tam słychać? Gdzie byłyście”. Tyle, że to krótkie wymiany zdań, bo wiadomo, że, co chwilę, są ataki i ucieczki. Ale niedawno w Sobótce udało nam się odjechać w czwórkę, wszystkie z jednego teamu Halls. Gdy miałyśmy półtorej minuty przewagi i wiedziałyśmy, że dojedziemy do mety, wybuchła dzika radość i krzyczałyśmy do siebie, że jesteśmy dobre.

• Ponoć jest Pani na diecie? I to od zawsze.
– Jeździmy po stromych górach i wiadomo, że im kolarka lżejsza, tym mniej ma kilogramów do wciągnięcia.

• A jak chłopak zaprasza na piwo i lody, to musi czekać do wakacji?
– Często całe zgrupowanie się odchudzam, odchudzam i gdy przekraczam barierę 53 kilo, mówię „hurra, w nagrodę pójdę na lody”. Na jedno piwo można sobie od czasu do czasu pozwolić, najlepiej po wyścigu. A chłopak powinien się cieszyć, bo jestem bardzo ekonomiczna: sałatka, ewentualnie lampka wina i tyle.

• Wszystko w Pani życiu się kręci. W dobrym kierunku?
Czasami wydaje mi się, że jestem urodzona pod szczęśliwą gwiazdą. Wszystko się udaje. Zbliżam się do takiego punktu, w którym jakieś decyzje będę musiała podejmować. Skończę studia, i co dalej, czy jeździć na rowerze, czy coś jeszcze? Ale myślę, że jakoś sobie w życiu poradzę. Może dlatego wszystko dobrze się kręci, bo zawsze zakładam, że musi się udać.


Anna Fluder (Radio RAM), Jacek Antczak  -  Słowo Polskie Gazeta Wrocławska
http://wroclaw.naszemiasto.pl/wydarzenia/722712.html

ilosc komentarzy:
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ - dnia 2024 - 05 - 16
     
   
lista pozostałych artykułów w dziale prasa
  1. 1 - 12 |
  2. 13 - 24 |
  3. 25 - 36 |
  4. 37 - 48 |
  5. 49 - 60 |
  6. 61 - 72 |
  7. 73 - 84 |
  8. 85 - 93 |
  1. Paulina Holz: Na rowerze w spódnicy z halką (18.04.2007) DZ
  2. Matematyczka w błocie (20.04.2007) SPGW
  3. W Nowym Jorku zapłacą za wjazd autem do centrum (23.04.2007) DZ
  4. [POZNAŃ] Z rowerem do tramwaju (04.05.2007)
  5. Wrocław nieprzyjazny dla rowerzystów (26.04.2007) GW
  6. Rowerzyści znów pojadą do Gdańska (29.04.2007) GW Tur
  7. Chcemy swego oficera! (05.05.2007) echomiasta
  8. Do Amsterdamu nam daleko (26.04.2007) SPGW
  9. [WAW] Na dwóch kółkach po asfalcie (08.05.2007) RZ
  10. [POZNAŃ] Publiczne rowery za unijną kasę? (9.05.2007) GW
  11. Rowelucja, czyli co ma wspólnego rower z wolnością (16.05.2007) RZ
  12. W niedzielę miłośnicy dwóch kółek po raz pierwszy wyruszą na nowy szlak w dolinie Baryczy (26.05.2007) SPGW
 
home
o nas
działania i opinie
miasto
rekreacja
biblioteka
warto wiedzieć
aktualności
prasa