link_mdr


doreta bez recepty
duomox bez recepty
izotek bez recepty

prasa
2007 :
  1. 1 - 12 |
  2. 13 - 24 |
  3. 25 - 36 |
  4. 37 - 48 |
  5. 49 - 60 |
  6. 61 - 72 |
  7. 73 - 84 |
  8. 85 - 93 |
  min min min min min min min min min
04 grudnia 2007

W Aarhus rowery są wszędzie (22-11-07) GW Kielce

Rowery - to chyba najtrudniejsza część opowieści o Aarhus. Bo są tam niemal na każdym kroku, stoją porzucone, można je wypożyczyć za darmo i skutecznie rozwiązują problemy komunikacyjne.

Miejskie rowery funkcjonują w Aarhus dopiero drugi rok, choć do ich wprowadzenia miasto przymierzało się już w 1999 roku. Miały być m.in. jednym ze sposobów na ograniczenie korków w mieście. Początkowo ich wprowadzeniem miała się zajmować prywatna firma, ale ostatecznie to miasto znalazło sponsora i ogłosiło przetarg na wykonanie specjalnych rowerów.

Postanowiłem przetestować ten rowerowy system. Bez problemu znalazłem 55 specjalnie oznakowanych punktów, wrzuciłem monetę 20-koronową, czyli około 10 złotych, i już jestem posiadaczem jednego z 400 niebieskich rowerów.

Sam pojazd jest dosyć ciężki i nie ma przerzutek, ale na pewno poruszam się szybciej niż na piechotę.

Jadę w kierunku dworca kolejowego. Ścieżka jest wyznaczona na jezdni i niestety, dosyć zatłoczona. Dojeżdżam do skrzyżowania i mam problem, bo chcę jechać prosto, a samochód stojący po mojej lewej stronie chce skręcić w prawo. Zastanawiam się, kto ma pierwszeństwo? Rowerzysta. Wszystkie rowery ruszają, jadą prosto, a samochody czekają. - Dla kierowcy z Polski, który nie jest przyzwyczajony do czegoś takiego, to dość trudne. Ja tu rowerzystę traktuje jak karetkę na sygnale - tłumaczył mi później Krzysztof Gołębiowski, kielczanin mieszkający w Aarhus.

Jadę dalej. Następne skrzyżowanie jest jeszcze ciekawsze - półmetrowej szerokości ścieżkę wymalowano pomiędzy dwoma pasami ruchu dla samochodów. Aż strach jechać pomiędzy autobusami. Ale miejscowym to nie przeszkadza. Samochody, o dziwo, trzymają się w bezpiecznej odległości, a kierowcy wyraźnie uważają na rowerzystów.

Luźniej jest w centrum miasta - tu dominują ulice, gdzie samochody nie mogą jeździć. Jest za to dużo rowerzystów i trzeba uważać. Czasami to wygląda dosyć zabawnie. Ja na przykład uśmiechałem się pod nosem, gdy mijała mnie starsza pani w bardzo eleganckim żakiecie, na rowerze i w kasku.

Po Aarhus jeździłem cały dzień. Okazało się, że w niektóre miejsca szybciej można dotrzeć rowerem niż autobusem.

Ale na pewno nie obejrzałem wszystkich ścieżek, bo jest ich podobno 400 kilometrów. - Nie pamiętam, kiedy wybudowaliśmy drogę bez towarzyszącej jej ścieżki rowerowej - mówi Niels Buch Johannsen, szef wydziału prasowego miasta.

Rowerami nie można dojechać jednak wszędzie. Np. na głównym deptaku jest strefa tylko dla pieszych i rowery stoją na parkingach przy wylocie ulicy. Rowerzyści jeżdżą tamtędy tylko wieczorem, gdy po deptaku chodzi mniej pieszych.

O tym, jak ważne są rowery, przekonali się mieszkańcy Aarhus w zeszłym roku, gdy doszło do strajku komunikacji miejskiej. - Oczywiście nikt nie myślał o organizacji komunikacji zastępczej, bo wszyscy się przesiedli na rowery i do taksówek - opowiada Anna Buras-Knudsen, kielczanka mieszkająca w Aarhus.

- W zimie, gdy spadł śnieg, odśnieżono najpierw ścieżki rowerowe. Bo rowery jeżdżą cały rok - twierdzi Gołębiowski.

Takie nagromadzenie rowerów powoduje też nietypowe sytuacje. Raz na kilka tygodni miejskie służby zbierają z ulic rowery porzucone przez właścicieli. Potem są wystawiane na sprzedaż i można je kupić nawet za 300 koron, czyli 150 złotych.


Mój kawałek Europy

22 reporterów "Gazety" pojechało podglądać 22 europejskie miasta. Dziennikarz kieleckiej "Gazety" był w Aarhus. Od ponad tygodnia opisuje, co tam zobaczył. I porównuje, jak to wygląda u nas - w Kielcach.


Dla "Gazety", Marcin Chłodnicki, Stowarzyszenie MTB Kielce

Aarhus to ideał dla rowerzystów. Jak to wygląda w Polsce, nie tylko w Kielcach, może się przekonać każdy. Ale mówiąc o naszym mieście, łatwo można wyliczyć, kiedy osiągniemy poziom np. Aarhus. Wystarczy policzyć, ile kilometrów ścieżek już mamy i jak długo one powstawały. Wtedy się okaże, że za 300 lat będziemy mogli porównywać się z Aarhus. Pocieszam się tylko, że w ciągu ostatnich kilku lat zmieniło się już trochę podejście władz miasta. Trzy lata temu kłopoty rowerzystów były bardzo marginalizowane, traktowano je jako problem garstki osób. Teraz, po organizacji kilku Mas Krytycznych, władze miasta rozmawiają z nami i obiecują pomoc, zainteresowanie. Inna sprawa, że ta pomoc wygląda słabo. A szkoda, bo w Polsce nie ma miasta z dobrą polityką rowerową. Kielce mogłyby być pierwsze i wygrałyby na tym jeszcze promocyjnie.

notow. marc

Marcin Sztandera
http://miasta.gazeta.pl/kielce/1,47262,4698527.html

ilosc komentarzy:
DODAJ SWÓJ KOMENTARZ - dnia 2024 - 05 - 16
     
   
lista pozostałych artykułów w dziale prasa
 
home
o nas
działania i opinie
miasto
rekreacja
biblioteka
warto wiedzieć
aktualności
prasa