18 listopada 2007
Groningen to miasto rowerów. A Gorzów? (13-11-07) GW Gorzów WlkpFiets to po holendersku rower. I tak jak różnią się te dwa słowa, tak też różni się stosunek do tego środka transportu w Groningen i w Gorzowie. Oni jeżdżą rowerem do pracy, a my w weekend nad jezioro
My wykorzystujemy rower do rekreacji, turystyki i coraz częściej sportu. Potrafimy kupować sobie coraz to nowsze modele rowerów, z coraz lepszych materiałów i ze skomplikowanym osprzętem. Stroimy się w coraz wymyślniejsze i jaskrawsze kostiumy i kaski. I w weekendy jeździmy po 50, po 80 km dziennie, do upadłego. A następnego dnia wsiadamy w samochód, aby przejechać z Górczyna na Chrobrego. Traktujemy rower jako ekstrawagancję, jako coś, co nas wyróżnia.
Holendrzy traktują rower jako swoją codzienność. Rower jest podstawowym środkiem transportu w Groningen. O ile Holandia słynie z dużej ilości rowerów na ulicach, to w Groningen jest ich najwięcej. Dziś w Groningen przypada 2,5 roweru na jednego mieszkańca. To wszystko jest efektem wprowadzonego przed 30 laty planu cyrkulacji ruchu, czyli radykalnego ograniczenia wjazdu do śródmieścia samochodów. Od tego momentu miasto postawiło na rozwój komunikacji rowerowej. Dlaczego? Rower jest przede wszystkim pojazdem czystym i ekologicznym, jazda rowerem korzystnie wpływa na zdrowie, rower jest dostępny dla każdego niezależnie od zarobków i statusu społecznego, rower nie potrzebuje drogiego paliwa, więc jest tani w eksploatacji. Poza tym infrastruktura rowerowa jest o wiele tańsza niż dla samochodów.
Same zalety. Dlaczego więc nie postawić na dwa kółka? W Groningen ponad połowa transportu odbywa się na rowerze. Jeżdżą tam wszyscy: dzieci do szkoły, studenci na uniwersytet, obok studentów jeżdżą profesorowie. Na sesję rady miasta wielu radnych przyjeżdża rowerem (sam widziałem!). - Ja też zwykle jeżdżę rowerem. No, chyba że mam dużo pracy domowej i muszę dźwigać stos materiałów - deklaruje burmistrz Jacques Wallage.
- W naszej redakcji miejskiej pracuje 12 osób, i tylko dwie osoby mają samochód. Ale one mieszkają poza Groningen - mówi Maaike Trimbach, dziennikarka z Dagblat van het Norden.
W jeździe rowerem nie przeszkadza jednak ani odległość, ani pogoda. Wybrałem się z odległego hotelu na peryferiach do centrum miasta w siąpiącym coraz mocniej deszczu. Spodziewałem się, że będę jedynym dziwakiem na pustych ścieżkach rowerowych. Nic bardziej mylnego. Rowerzyści byli i na ścieżkach rowerowych i na "ulicach rowerowych" w śródmieściu. Nikt nie zamierzał rezygnować z codziennego środka komunikacji.
Rowery są w Groningen wszechobecne. - My już nie mamy problemu samochodów i korków. My mamy problem rowerów - śmieje się Theo Venema z City Club Groningen. Pewnie życzylibyśmy sobie tylko takich problemów w Gorzowie. Ale pewien kłopot rzeczywiście z tym jest, zważywszy na skalę ruchu rowerowego. Rowerów jest tak dużo, że w ścisłym centrum brakuje już dla nich miejsca. Ludzie parkują, gdzie tylko mogą, obstawione są wszystkie stojaki, barierki, drzewa i słupy. - Rowery zastawiały już nawet wejścia do sklepów. Musieliśmy coś z tym zrobić. Dlatego pilotażowo wspólnie z miastem wprowadziliśmy "czerwone dywany". Taki dywan przed sklepem to znak dla rowerzysty, że tu stawiać roweru nie można. Poza tym w najbardziej ruchliwe dni handlowe, na weekendy ustawiamy dodatkowe przenośne stojaki na kilkanaście tysięcy rowerów - opowiada Venema.
Tak duża ilość rowerów stwarza też rynek na związane z tym usługi i handel. Przy parkingach (parkingi wielopoziomowe dla samochodów to również parkingi strzeżone dla rowerów) działają wypożyczalnie oraz warsztaty, gdzie od ręki można naprawić pojazd: od dokręcenia śrubki w błotniku czy załatania dętki po bardziej skomplikowane naprawy. Często można tam również kupić używany wehikuł, a sklepów z rowerami w mieście nie trzeba szukać, bo jest ich mnóstwo. Rower można zresztą wypożyczyć, już nawet od 5 euro za dobę.
Skoro jest popyt na rowery, to jest również podaż. Niestety, również na czarnym rynku. Problemem są bowiem częste kradzieże. Ludzie radzą sobie jak mogą: roweru bez zabezpieczenia lepiej w mieście nie zostawiać. No i mało kto jeździ rowerem kosztującym więcej niż kilkadziesiąt euro. To byłby nie tylko niepotrzebny zbytek, ale również pokusa dla złodziei. Tak więc królują na ulicach wszelkiej maści "(amster)damki", im bardziej rozklekotane czy wymyślnie pomalowane, tym lepiej. Królują, to jak najbardziej odpowiednie słowo, gdyż rower ma w centrum pierwszeństwo. Poza śródmieściem są natomiast wyraźnie oddzielone od jezdni ścieżki, a często szerokie uliczki z nawierzchnią z żółtej, gładkiej kostki. W śródmieściu ulice są dla rowerów i pieszych. Nawet autobus miejski musi powoli jechać za kawalkadą rowerzystów, nie mówiąc o taksówce. Pieszy wkraczając na teren rowerzysty musi mieć się wprawdzie na baczności, bo rowery jadą dosłownie zewsząd. Ale naprawdę można się do tego przyzwyczaić: mnie wystarczył jeden dzień.
Zapraszamy do dyskusji
Co należy zrobić, aby gorzowianie przesiedli się z aut na dwa kółka? Czekamy na wasze opinie.. Piszcie: listy@gorzow.agora.pl i dzwońcie 095 7338958.
Słuchajcie również w środę audycji "Gorzów moje miasto" w Radio RMG (95,6 fm) o godz. 15.35.
W czwartek w "Gazecie": o architekturze śródmieścia. Co zrobić, aby było ładniejsze? I jak sobie z tym radzą w Groningen?
Dariusz Barański
Źródło: Gazeta Wyborcza Gorzów
http://miasta.gazeta.pl/gorzow/1,36844,4669826.html
|